Aleia i ja

Kiedy zaczęłyśmy na nowo wyjeżdżać wspólnie w góry, a było to gdzieś w 2016, Żona spróbowała mnie przekonać, że muszę kupić odpowiedni plecak do jednodniowych wycieczek. I napotkała na oczywisty, zdrowy opór. Mam mieć specjalny plecak do chodzenia po górach? Buty, to rozumiem. Ale plecak?

Za młodu byłam radykalna jeśli chodzi o stroje, nie uznawałam żadnej odzieży funkcjonalnej, w góry chodziłam w sztruksach i glanach, w charakterze plecaka nosiłam hippisowski worek z płótna, który sama uszyłam. W 2016 co prawda miałam już plecak ze sklepu, ale był to zwykły miejski model i był piękny, bo w kwiatki. Miał szelki i komorę, w której wszystko się mieściło. Zapinał się i nic z niego nie wypadało. Po co mi inny? Przecież na dzienną wycieczkę w góry biorę tylko kurtkę, bluzę, rękawiczki, czapkę, dwa litry wody, batoniki, kanapki, czołówkę, portfel, sprej na kleszcze i chusteczki. Przecież to wszystko razem waży tyle co nic. Dziesięć lat wcześniej odbyłam parę wycieczek z dużym plecakiem, w którym nosiłam części namiotu, śpiwór, butlę z gazem, ubrania i jedzenie na kilka dni, więc dobrze rozumiałam, że ważne jest aby plecak wyprawowy miał pas biodrowy i żeby sam był lekki. Ale przecież teraz będziemy spać w pensjonacie, a jeść w schroniskach, więc po co mi wymyślny plecak z pasem biodrowym? Szach mat, gadżeciaro.

No i oczywiście na szlaku przekonałam się, że pas biodrowy jest potrzebny zawsze. Bo bez niego szelki wpijają się w ramiona, obciążenie obręczy barkowej powoduje ból, utrudnia oddychanie i odbiera chęć do życia.

No więc zaczęłam szukać plecaka dla siebie. Musiał, niestety, być funkcjonalny, czyli brzydki. Ale musiał być też ładny, bo innego przecież nie kupię. Szukanie nie było więc łatwe. Lecz nie niemożliwe, bowiem znalazłam Aleię. Było to dawno temu, ale do dziś pamiętam, jak się w niej zakochałam od pierwszego ujrzenia w internetowym sklepie. A na pierwszej wycieczce w jej towarzystwie przekonałam się, że Żona miała całkowitą rację. Porządny plecak oferuje dużo więcej niż rozłożenie ciężaru na biodrach. Aleia jest modelem dla kobiet i bynajmniej nie chodzi o wymiary czy gamę kolorystyczną – jest dopasowana do kobiecej sylwetki. Dysponuję pokaźnym biustem, wiem co mówię. Szelki są tak uszyte, że nie uwierają nawet kiedy zepnę górny pasek.

Bieszczady, maj 2020

Poza tym ma cudowne kieszonki przy pasie, takie w sam raz na telefon, pomadkę i chusteczki. Dzięki temu nie muszę nosić telefonu w kieszeni, ani nie muszę zdejmować plecaka za każdym razem gdy chcę zrobić zdjęcie. Po obu stronach są też kieszenie na termos lub butelkę z wodą, i aby sięgnąć po picie i schować je z powrotem też nie muszę zdejmować plecaka. Niby mała rzecz, ale przy dziesięciu godzinach wspinaczki robi różnicę. Na zewnątrz jest duża kieszeń z siatki, tak zwana suszarka, do której można włożyć przemoczony fragment odzieży nie ryzykując że zamokną przez to rzeczy wewnątrz plecaka. Całość jest świetnie uszyta, zaciski przy paskach trzymają mocno, tkanina i elementy plastikowe są wysokiej jakości, każdy suwak jest zakończony wygodną pętelką na palec, a kiedy odkryłam, że zapięcie górnego paska to jednocześnie gwizdek, którego mogę użyć bez pomocy rąk – byłam naprawdę pod wielkim wrażeniem tego, jak przemyślana jest to konstrukcja. Gwizdek to drobny detal, ale cały plecak uszyty jest tak mistrzowsko, że sprawia wrażenie jakby sam trzymał się pleców. Bardzo mało się przesuwa podczas chodzenia. To nie jest bezwładny wór, który niosę na barkach. Aleia ma metalowy stelaż w części przylegającej do pleców i oraz mięciutką wyściółkę w tejże części, dzięki czemu nie powoduje żadnego nieprzyjemnego ucisku ani otarć – wyściółka jest z perforowanej pianki która ułatwia odprowadzanie potu. Powiem więcej: ten plecak sprawia, że trzymam plecy prosto. Chodzi mi się z nim lepiej niż bez. To jeden z najlepszych zakupów, jakich kiedykolwiek dokonałam. Jest na tyle duży, że mogę do niego władować wszystko, czego będę potrzebować na całodziennej wycieczce w górach, mogę do niego przyczepić kijki trekkingowe. Mogę się też do niego spakować na wyjazd weekendowy, oraz zabieram go ze sobą do samolotu bo ma odpowiednie wymiary jako bagaż kabinowy. A kiedy schowam do niego tylko portfel i klucze, zrobi się na tyle płaski, że będzie wyglądał na znacznie mniejszy niż jest.

The North Face Aleia 32 XS | Ślęża, maj 2018 | Karkonosze, lipiec 2020 | Ślęża, październik 2019

Jedyną wadą są za długie paski, a jest ich całe mrowie. To standard, nie spotkałam jeszcze plecaka, w którym te wszystkie paski nie byłyby kuriozalnie wręcz za długie. Rozważałam ich przycięcie, ale w końcu znalazłam na nie lepszy sposób: z szerokiej gumki pasmanteryjnej uszyłam tunele, które trzymają te paski i nic mi nigdy nie dynda. A gdybym nagle zamieniła się w goryla i potrzebowała dwumetrowych szelek u plecaka, to nie będzie problemu.

Minęły już cztery lata, odkąd jesteśmy razem. Aleia towarzyszy mi na każdym wyjeździe i do dziś myślę ze zgrozą o tym, że mogłam się uprzeć przy „ładności” i kupić na przykład Fjallraven Kanken, który niczego nie oferuje poza wyglądem i niczym by się nie różnił od tornistra zwisającego smętnie z umęczonych barków.

Tatry, czerwiec 2019

[Wpis nie jest sponsorowany, to list miłosny do technologii.]

5 uwag do wpisu “Aleia i ja

Dodaj komentarz